Będąc w okolicach Chartres we Francji nie można nie odwiedzić tamtejszej katedry. Po pierwsze dlatego, że góruje nad miastem i okolicą i nie sposób jej nie zauważyć, po drugie, ze względu na jej historię i wpływ na rozwój nauki okresu końca średniowiecza.
Wchodząc na wzgórze, na którym powstała katedra przenosisz się kilka stuleci wstecz. Wąskie, kręte uliczki z domami pamiętającymi minione wieki, w ścianach rzeźbione dębowe bele niejednokrotnie ze starości lekko powykręcane… wiele by można pisać, ale warto zajechać i samemu zobaczyć.
Wokół katedry kilka antykwariatów z przepięknymi przedmiotami w zaporowych cenach. Nie sposób jednak ich nie odwiedzić , bo podobno można tam również trafić okazję.
O samej katedrze warto przed wizytą poczytać, bo o przewodnika tam trudno, a i informacji w samej budowli raczej się nie znajdzie. Po wejściu do wnętrza świątyni niewątpliwie trzeba zwrócić uwagę na dwie rzeczy: witraże i labirynt. Tych pierwszych oczywiście trudno nie zauważyć, bo ich ogrom (2600 m2) może jedynie równać się z Katedrą Notre Dame w Paryżu. Ale tu spokojniej i mniej ludzi, a przede wszystkim nigdy nie czekasz w kolejce do wejścia.
Druga rzecz to labirynt, na który podczas pierwszej wizyty nie zwróciłem uwagi. Przysłonięty w przeważającej części rzędami krzeseł, ukazuje się jedynie w małym swym fragmencie. Warty jest jednak pochylenia się i spojrzenia, jak to w wiekach średnich tłumaczono wiernym dojście do istoty wiary. Rola labiryntu interpretowana jest na wiele sposobów. Ludziom średniowiecza umożliwiał przebycie na kolanach krótkiej wędrówki, utożsamianej z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Warto poszperać i poczytać o innych znaczeniach tego elementu posadzki. Mnie jednak ujęła przede wszystkim jej wielkość i magia wytartych, prawie szklistych kamieni.
Naprawdę polecam.